Czasem nie wystarczają owoce- po prostu muszę podjadać coś słodkiego. Nie raz, ani dwa, lecz wieeele; coś, co za jednym razem łatwo znika w ustach, delikatnie się w nich rozpuszcza i nie krzyczy swym smakiem. Coś, po co znów można sięgać- choćby ciastko, które wciąga i nie nuży po chwili. Czytam więc z miseczką wypełnioną niewielkimi kształtami i na przemian- przekładam kartki oraz sięgam po kolejne kąski. Uwielbiam anyżkowe podjadanie! I błogość rozpływającego się ich wyrazistego, lecz nienatarczywego smaku. Grzeją, subtelnie sycą, a naczynie niepostrzeżenie pustoszeje. Na szczęście od pewnego czasu nie muszę już biegać do cukierni po kolejną torebkę- tutaj znalazłam recepturę;-)
Składniki:
250g mąki (u nas: 75g orkiszowej, typ 2000 i 175g pszennej, typ 600 )
200g cukru (najlepiej pudru )
2 jajka (ewentualnie 4 białka )
1/5 łyżeczki proszku do pieczenia,
1,5 łyżki anyżu
200g cukru (najlepiej pudru )
2 jajka (ewentualnie 4 białka )
1/5 łyżeczki proszku do pieczenia,
1,5 łyżki anyżu
Sposób przygotowania:
1. Jajka ubić z cukrem na puszystą masę.
2. Anyż roztłuc w moździerzu lub zmielić w młynku (np. do kawy ).
3. Pozostałe składniki stopniowo dodawać do masy, dokładnie miksując.
4. Z ciasta (o konsystencji gęstego miodu ) formować palcami niewielkie placuszki (o średnicy do 3 cm ).
6. Ciasteczka układać na blaszce wyłożonej papierem do pieczenia; zostawić na noc.
7. Piec około 25 minut w temperaturze 140°C.
Smacznego!
zaintrygowałaś mnie, bo nigdy takich ciasteczek nie jadlam,
OdpowiedzUsuńprzepis zapisuję i pozdrawiam!
OOOO,wielkie dzieki .Wlasnie takich szukalam .Zaraz zabieram sie do pieczenia.Jak upieke to napisze jak wyszly i smakowaly.
OdpowiedzUsuń